Morskie trocie z brzegu „chodziły” za mną od dawna. Wierciłem przysłowiową dziurę w brzuchu koledze Lego, że może warto, że można by, że fajnie by było itp.
Jako, że czas to towar raczej reglamentowany wpadliśmy na pomysł, że najbliżej będzie nam skoczyć na… słynny Bornholm.
Od słowa do realizacji tylko krok. Wszystkim od początku zajął się Lego. Zaczęliśmy od ustalenia składu, który wykrystalizował się już latem: Lego, Jarek (Jarwal), Marek (Marecki), Rysiek, mój fąfel od chwytania szczupaków i okoni Tomek oraz ja (Tom_S).
Potem wszystko poszło z górki, jak to z reguły bywa przy takich wyjazdach logistyka, zakupy, zakupy gratów wędkarskich, logistyka, rozmowy, zakupy gratów i tak w kółko. Jako, iż każdy z nas debiutować miał w tej, jak się okazało trudnej dziedzinie wędkarstwa, szczególnie dużo mieliśmy zagwozdek dotyczących wędkarskich gratów… Jednak dzięki temu- ciepła zima mijała szybko.
Dzień wyjazdu końcu nadszedł… W piątek 11.04.2014r. spotkaliśmy się u mnie w mieszkaniu (ekipa zamiejscowa) by następnie udać się na zakupy, zapakować klamoty do 2 aut i grzecznie czekać na wyjazd.
Wyjechaliśmy w nocy, prom odpływał rankiem w sobotę, 12.04.
Na miejsce dotarliśmy popołudniem, Bornholm przywitał nas piękną pogodą. Nie był to mój pierwszy pobyt na tej wyspie niemniej kolosalne wrażenie robi tu czystość, skromność, harmonia cywilizacji z naturą, ład, poczucie smaku…
Nasz domek okazał się przestronnym, około 100m apartamentem z salonem, sypialniami, kuchnio- jadalnią, łazienką, tarasem i wszystkim sprzętem, jaki do szczęścia wydaje się aż nadto zbędny.
Do ataku ruszyliśmy następnego dnia… I oczywiście ponieśliśmy kompletną porażkę. Nie potrafiliśmy dobrze ustać w wodzie, nie mieliśmy odpowiedniej techniki, nie wiedzieliśmy co gdzie i jak. Na papierze wyglądało to prosto- wejście do wody, rzuty (najlepiej jeden tylko), hol ryby, podebranie i szybki grill lub tatar. Tak jest jednak tylko w necie lub na kartach gazet czy książek.
Zanim zaczęliśmy łapać o co chodzi z grubsza- minęło sporo, sporo rzutów. Niemniej- pojawiły się pierwsze ryby. Nie za duże, jednak cieszące, bo własne, wypracowane i… pierwsze!
O sprzęcie, technikach, wrażeniach nie będę się rozpisywał- każdy ma swoje przemyślenia, refleksje, uwagi. Ze swojej strony wiem, co zmienić, co poprawić. Przemyśleniami był czas dzielić się podczas długich wieczorów.
Oczywiście nie samymi rybami człowiek żyje- sporo czasu poświeciliśmy na podróże turystyczne i kulinarne. Jeśli ktoś lubi ryby- znajdzie tam co dla siebie z pewnością. Jeśli ktoś kocha wiatr, wodę, klimatyczne porty, przyrodę- nie będzie zawiedziony.
Ważne, że do wszystkiego dochodziliśmy sami. Mogliśmy oczywiście dopłacić po 1000 zł i mieć przewodnika, i być może więcej i większe ryby- ale tak, satysfakcja z własnoręcznie wypracowanych ryb zdecydowanie większa.
Warto pojechać na Bornholm nie tylko na ryby. Bo te, jak wiadomo raz są, a częściej ich nie ma J
Tydzień minął szybko, nastał czas świąt, po nich szczupaków i przylądku Nordkapp.
Do następnej relacji z pobytu na Bornholmie w 2015r J
Użytkownik Tom_S edytował ten post 21 maja 2014 - 22:09